Strona główna Film Tak, to jest Batman – o najnowszym Batmanie, Pattinsonie i o tym, że DC zaczyna dawać radę

Tak, to jest Batman – o najnowszym Batmanie, Pattinsonie i o tym, że DC zaczyna dawać radę

Autorka: Katarzyna Goworek
1 Komentarz

Byłam w kinie na nowym Batmanie. Od wielu ludzi z mojego otoczenia słyszałam, że potrzebują choćby chwilowej odskoczni od tego co się dzieje. Postanowiłam wrócić więc do swojej blogowej działalności. Poza tym byłam niesamowicie ciekawa jak Robert Pattinson wypadł w roli Batmana.

Bardzo dziwnie być w kinie, kiedy za naszą granicą jest wojna. Staram się zmieścić w przestrzeni te dwie rzeczywistości – swoją własną, taką codzienną z tą, która wpływa na każdego z nas i ciągle szukając sposobów by pomóc, by coś zrobić, zmienić. Jeszcze przez długi czas będę się tego uczyła, tak jak każdy z nas. To, że zdecydowała

Jeśli chodzi o nowego Batmana to… Tak, to był najlepszy film o Batmanie jaki widziałam od lat. I jaki w ogóle chciałam obejrzeć a nawet iść do kina. A Robert Pattinson był najlepszym Batmanem jakiego mogłam sobie wymarzyć. I po prostu bardzo się cieszę dla Pattinsona. Utarł nosa utyskiwaczom, śmieszkom i szydercom, którzy nie wiadomo, dlaczego twierdzili, że aktor, który zagrał Edwarda nie może zagrać mściciela, bo obraza! Kpina! Skandal!

To właściwie nie będzie taka normalna recenzja – sorry not sorry – nowy film od DC traktuję bardziej jako pretekst do analizy innych rzeczy związanych z komiksami i kinem superbohaterskim, Batmanem i o tym jak łatwo zatrzymać kogoś na określonym etapie kariery aktorskiej nie dostrzegając tego jak się od tego czasu rozwinął (tak, wiadomo o kogo mi chodzi).

Tekst zawiera spoilery. Ale nie jakieś bardzo kluczowe.

Bądź Batmanem? Ja chcę być Iron Manem!

Okej, nie przedłużając – nigdy nie byłam i prawdopodobnie nigdy nie będę fanką DC. I to nie tylko filmów, które powszechnie mają złą sławę, a niektóre są niekończącym się memem, ale także komiksów. Są dla mnie bardziej skostniałe, konserwatywne, odrealnione, brutalne od Marvela. Poza tym przez to, że akcja dzieje się w fikcyjnych miastach ciężko się z nim utożsamić. Gotham jest wzorowany na Nowym Jorku czy na innym wielkim mieście, ale to nie jest realne miasto i zawsze miałam to z tyłu głowy. Podobnie jak z bohaterami. Superman i Thor pochodzą z kosmosu, ale znacznie bliżej mi do Thora. Komiksowe historie z reguły cechuje duża dawka patosu, ale o ile w Marvelu jest to przełamywane humorem i ironią (czasem słabym, to prawda, czasem mam ciarki żenady) o tyle w DC… no cóż. Jest patos i patos i jeszcze więcej patosu i mrok. Dużo mroku, żebyśmy wiedzieli, że świat jest takim strasznym miejscem, a ludzie są źli i trudno znaleźć dobro. Na dłuższą metę to mnie męczyło, w dodatku okryty słuszną niesławą film Zacka Snydera dodał do tego mroku nieprawdomówną dawkę patosu łącznie z chórem i deszczem! Co zamiast nas poruszać i niepokoić powoduje, że kręcimy głową, myśląc jak to się w ogóle mogło stać i dlaczego. Nie mogło być bardziej żenująco i śmiesznie. Zdecydowanie ta ogromna wpadka zniechęciła mnie do DCEU i całego DC

Oczywiście obie marki cierpią na wszystkie złe rzeczy na jakie cierpią komiksy i kultura popularna – np. uprzedmiotawianie i seksualizacja kobiet, klisze, umowność, stereotypowość.

W zrozumieniu różnicy w podejściu do wielu spraw między DC a Marvelem oraz dlaczego zdecydowanie uwielbiam Marvela a z DC często śmieszkuję pomogła mi rewelacyjna książka autorstwa Reeda Tuckera Mordobicie. Wojna superbohaterów. Marvel kontra DC, w której Tucker opisuje historię powstania obu marek, ich rozwoju od różnych okoliczności do ludzi i czasów do momentu, kiedy powstało już całkiem sporo filmów MCU DCEU (książka ukazała się w 2018 roku). Jest to lektura obowiązkowa nie tylko dla fanów superbohaterów, ale dla wszystkich zainteresowanych kulturą popularną i fanowską.

Najlepszy film o Batmanie

To powiedziawszy – powtórzę, że najnowszy Batman to taka mała, bardzo mroczna i nieco przydługa perełka od DC. Marka pokazała już, że potrafi stworzyć coś świeżego, ciekawego i bardzo estetycznego. Serio, Aquaman był absolutnie doskonałym tego przykładem. Zaskakująco udana produkcja, bawiłam się przednio i nawet mam ochotę obejrzeć jeszcze raz! O Batmana też byłam jakoś dziwnie spokojna, nawet miałam pewne oczekiwania i nadzieje (którym momentami nie do końca sprostał, ale też mnie jakoś srogo i na wieczność nie zawiódł). Jestem wręcz zachwycona. I niezmiennie zadziwiona, że tak dobrze to wyszło!

Ten film jest bowiem jakiś. Ma swój własny charakter, jest wyrazisty, budzi emocje. Nie sposób wyjść z kina bez przemyśleń, bez opinii i emocji. Być może jestem zbyt świeżo po obejrzeniu Daredevila, ale ten film ma bardzo podobną mroczną, pełną beznadziei, zła i terroru, duszącą, niepokojącą atmosferę, którą rozświetla jedynie znak Batmana. To jest doskonałe! No i oprócz znaku Batmana mamy również słońce na końcu. Zachodzi nad Batmanem ratującym ludzi, a w tle Batman mówiący, że ludzie nie potrzebują zemsty, tylko nadziei. Jezu, ta scena jest doskonała. I tak może tu było trochę za dużo wysokiego C i za dużo patosu, ale to miało uzasadnienie, miało styl. Bo widzisz, Zacku Snyderze, da się to zrobić! Poruszyć widza i nie przekroczyć granicy śmieszności. Można osiągnąć zamierzony efekt a nie popłynąć tak mocno, że wychodzi zupełnie przeciwnie niż chcieliśmy.

I tak wiem, że przed chwilą wspomniałam, że nie lubię tego wszechobecnego mroku. Bo nie lubię. Tyle, że różnica jest taka, że tutaj to jest po coś, a nie na zasadzie „Patrzcie, jest mrocznie, zły świat”, ewidentnie twórcy mieli konkretny, koherentny plan, zamysł na ten film, wiedzieli co chcieli zrobić. I to zrobili! Jasne, wiem, że po Aquamanie powinnam mieć trochę więcej wiary w filmy DC i nawet miałam, ale wiecie potem nadeszła Wonder Women 1984. Więc… No cóż. Ciężko było znów uwierzyć w DC. Ale Batmanowi się udało!

Nie sposób mówiąc o atmosferze bez wspomnienia tej sceny, tej początkowej sceny, gdzie widzimy Gotham i Batmana na motorze przemierzające miasto, samotny i skonfliktowany wewnętrznie mściciel i Something in the way! O mój Boże, o mój Batmanie! Jedna z najbardziej klimatycznych i zapadających w pamięć scen superbohaterskich jakie kiedykolwiek widziałam. Pisząc te słowa słucham właśnie tej piosenki i mam gęsią skórkę a byłam w kinie tydzień temu. Chyba już nigdy słuchanie Something in the way nie będzie takie samo! Takie przebłyski geniuszu i świetnych decyzji w popkulturze wbrew pozorom nie zdarzają się często. Ale jak już się zdarzą to są naprawdę wyjątkowo, niemal od razu sprawiają, że zaczynamy uwielbiać daną produkcję, a na pewno jesteśmy do niej bardziej przychylnie nastawieni.

Postacie

Powiedzmy to sobie wprost: najnowszy film od DC jest dobrze napisany, szczególnie postacie, bo intryga czasami trzeszczy w szwach jak to często bywa w filmach superbohaterskich. Ale postacie to złoto! Serio, spróbujmy. Pingwin jest wystarczająco niepozorny i niepokojący, złowrogi jednocześnie, świetny Colin Farrell! Kompletnie nie rozpoznałam Colina, gdy pojawił się na ekranie, a po seansie musiałam się upewnić czy to, aby na pewno on.

Nie wyobrażam sobie lepszego Jamesa Gordon (w tej roli znakomity Jeffrey Wright). Jest dokładnie tak prawy, moralny i zrzędliwy jak sobie pamiętam! Jestem pod wielkim wrażeniem.

Nie ma ważniejszej osoby w życiu Bruce’a Wayne’a niż Alfred. Nikt mnie nie przekona, że jest ktoś ważniejszy. To jedna z moich ukochanych postaci. Kiedy myślę o postaci mentora i figurze ojca, co jest częstym motywem w popkulturze szczególnie w komiksach i kinie superbohaterskim, przedstawiającym drogę bohatera widzę właśnie Alfreda. Uważam, że najlepszy był w tej roli Michael Cane. Trylogia Mroszny rycesz miała wiele naprawdę mocnych punktów, ale Michael Cane to jeden z najjaśniejszych. Uważam, że Andy Serkis jest godnym następcą.

Jeżeli chodzi o Kobietę Kot to… no cóż, starali się. Powiedzmy. Zacznę od tego co mi się podobało. Bardzo podobały mi się relacje z Batmanem i ich wzajemna współpraca. Na to wszystko jednak kładzie się cieniem fakt, że znów jest bardzo stereotypowo i bardzo płytko. Kobieta musi być piękna i inteligentna i niezależna. Strasznie mnie męczy ten trop. Niestety w komiksach jest na porządku dziennym, z małymi acz znaczącymi wyjątkami, a więc w kinie superbohaterskim też. Zoë Kravitz zagrała nieźle i próbowała swoją bohaterkę zniuansować. Ale niestety to zdecydowanie nie wystarczyło.

Ten Pattinson, ten Batman!

Uśmiecham się triumfalnie do tych wszystkich niedowiarków i tych, którzy mówili, że Pattinson tego nie udźwignie, że się nie nadaje i że zrujnuje nie tylko film, ale całą spuściznę naszego mrocznego mściciela (Na serio?).

Podstawowy problem jaki popełniamy w przypadku niektórych aktorów i aktorów jest to, że szufladkujemy ich w pewnych rolach i nie pozwalamy im z nich wyjść. To jest po prostu niemądre i bardzo ograniczające perspektywę. Zarówno dla aktorów (czy innych twórców) jak i dla widzów i odbiorców. Zamykając aktora tylko w tej jednej roli, którą kiedyś zagrał nie tylko uznajemy, że nie mógł się zawodowo rozwinąć, że nie podejmował zawodowych wyzwań, ale też nie dajemy sobie szansy zobaczyć go w innym świetle, grającego na innym spektrum emocji, innymi środkami. Pattinson od czasów Zmierzchu zagrał kilka bardzo udanych ról. Widząc w nim tylko Edwarda (choć ja zawsze pamiętam go bardziej z roli Cedrika z Harry’ego Pottera) naprawdę wiele tracimy.

To szufladkowanie, często w jakiejś wczesnej lub pierwszej bardzo rozpoznawalnej roli nie dotyczy zresztą tylko Pattinsona. Koronnym przykładem jaki przychodzi mi do głowy jest Steve Carell, którego większość kojarzy z roli Michaela w słynnym sitcomie Biuro. Tymczasem ja po raz pierwszy obejrzałam go w filmie Mała miss w doskonałej, poruszającej, zapadającej w pamięć dramatycznej roli i miałam takie: „Ej co Wy gadacie, że to komediowy aktor?”. Swoją drogą muszę kiedyś napisać tekst o tym jak pierwsza obejrzana rola czy film bądź książka wpływa na opinię i jak kształtuje nam pewien obraz twórcy.

Batman Pattinsona jest niemal idealny. I nie chodzi mi o to jak prezentuje się w kostiumie nietoperza i to, że ma odpowiednio szeroką szczękę. Jest targany sprzecznymi emocjami i niepokojem jednocześnie ma w sobie tę pewność siebie i charyzmę oraz jakąś nutę złowrogiego zdecydowania i siły (także tej fizycznej), która zawsze fascynowała mieszkańców Gotham i czytelników i widzów. Pattinson doskonale zagrał to zniuansowanie postaci. Battman to taki trochę książę Gotham, mroczny jak to miasto. Pewnie dlatego, że jako Bruce Wayne też takim księciem Gotham tylko, że w dobrze zrobionym garniturze i takim angsty i edgy wyrazem twarzy (wybaczcie, te angielskie słowa najlepiej oddają to, co miałam na myśli).

No właśnie – To czego naprawdę mi zabrakło i nad czym boleję to fakt, że nie tyle otrzymaliśmy przeciętnego Bruece’a Wayne’a, co nie otrzymaliśmy go niemal w ogóle, a już na pewno za mało by wyrobić sobie zdanie. Sposób gry Pattinsona nie pasuje mii za bardzo do Bruce’a. Czegoś mi to zabrakło. Aktor, który sprawdza się doskonale w jednej roli niekoniecznie może tak samo dobrze poradzić sobie z alter ego bohatera.

Wiecie co? Filmom Zacka Snydera można zarzucić niesamowicie dużo. Lista jest wręcz nieskończenie długa, ale Ben Affleck był najlepszym Bruce’m Wayne’m jakie dostaliśmy w filmach o Batmanie, właściwie kiedykolwiek.

DC popełnia te same błędy (choć jest lepiej)

Powiedziałam o The Batman mnóstwo dobrego. Nie mogę jednak nie zauważyć tych samych błędów, które mimo znacznej poprawy DC wciąż popełnia. Fakt, że uważam, że wyjątkowo nieprzenikniona mroczność Gotham była uzasadniona, nie oznacza, że nie było jej za dużo. Podobnie jak z patosem. Czaimy DC, jest mrocznie, jest poważnie, jest zło, są rozważania egzystencjonalne, nie ma światła ani śmiechu. Naprawdę rozumiem DC, serio. Fakt, że nie schodzicie z wysokiego C nawet na minutę nie podkreśla i nie uzasadnia tego jakoś bardziej. Może po prostu do głębokiego głosu naszego samotnego mściciela pasuje tylko patos? Mimo że było to momentami niesłychanie irytujące Batmanowi udało się nie przekroczyć granicy śmieszności, ale tańczył niebezpiecznie blisko krawędzi.

Poza tym był stanowczo zbyt brutalny. Ja wiem, że zaraz się odezwą oburzone głosy, że co Ty chciałaś dziewczyno, cukierkowego świata w mieście przemocy, biedy, korupcji i przestępczości?! Nie, ale byłoby miło, gdyby widzowie chcieli dotrwać do końca filmu, zamiast rozważać opuszczenie kina po pół godzinie, bo to ich przerasta.

Podobnie miałam oglądając Daredevila (to taki marvelowski Batman). Rozumiem, że Hell’s Kitchen jest przesiąknięte przestępczością i brutalnością, ale ogrom przemocy mnie absolutnie paraliżował, prawie rzuciłam oglądanie po kilku odcinku. I jasne świat jest pełen przemocy, ale uważam, że w kulturze są jednak pewne granice jej przedstawiania.

Poza tym wybaczcie, ale muszę to powiedzieć, możecie mnie nazwać malkotentką. Ten film się dłużył. Naprawdę! I nawet świetne aktorstwo w pewnych momentach tego nie przykrywało i nie wynagradzało. Ten film miał problemy z tempem i budowaniem napięcia. I jako osoba, która czekała bardzo na ten film, ale nie miała aż takiego hype’u te momenty były bardzo wyraźnie.

Chyba ostatnią rzeczą jaka naprawdę mi się nie podobała była Pan zagadka. Przede wszystkim mam już serdecznie dość „szaleńców” – używam cudzysłowu, bo chodzi mi o to popkulturowe przedstawianie zaburzeń i chorób psychicznych. I w ogóle mam dosyć tego jak przedstawia się antagonistów głównych bohaterów. Ludzi wykorzystujący problemy systemowe jako wymówkę by krzywdzić innych ludzi i podsumowujący wszystko „obłąkańczym śmiechem”. Boże, jak mnie to mierzi. To było akceptowalne kilka dekad temu, ale nie w roku 2022… I jasne, rozumiem, że The Batman jest na podstawie komiksu, ale mimo wszystko.

Koniecznie idźcie do kina

Podsumowując: Nawet jeśli nie jesteś fanem DC i przez większość czasu Cię irytuje to nie wahaj się przed pójściem na nowy film. Jasne, DC wciąż popełnia te same irytujące błędy, ale już w mniejszym stopniu, z głową i bardziej jest to uzasadnione. Warto, choćby dla tej jednej sceny z Something in the way, a przede wszystkim dla tej znakomitej roboty jaką wykonał Pattinson. The Batman to film o Batmanie na jaki długo czekaliśmy

Zobacz także

Daj znać, co myślisz

1 Komentarz

KotoriShirou 22 marca 2022 - 16:08

Może się przekonam do obejrzenia tego filmu, choć również nie jestem wielką fanką DC, a Pattinson nie specjalnie pasuje mi do tej roli (i nie nie chodzi mi, że kojarzę go jedynie w Edwardem xD).
Dziękuję za wzbudzenie mojego zainteresowania nowym Batmanem 😀

Odpowiedz

Ta strona używa ciasteczek. Ok, świetnie! Polityka prywatności