Strona główna Przegródka różności I wtedy przyszedł maj – o tym z jakich zmian w Aktówce jestem dumna

I wtedy przyszedł maj – o tym z jakich zmian w Aktówce jestem dumna

Autorka: Katarzyna Goworek
2 komentarze

Pomyślałam, że dzisiaj opublikuję tekst o tym, że jestem z siebie dumna. Zdążyłam już zapomnieć jakie to fajne, gdy widzisz efekty swojej ciężkiej pracy i możesz sobie powiedzieć: Świetna robota, dobrze sobie radzisz. Właśnie krok po kroku spełniasz marzenia.

Jako kolejny tekst w Aktówce planowałam wpis o świątecznym odcinku Doktor Who – Rewolucji Daleków z związki z ostatnimi informacjami o zmianie na stanowisku showrunnera i niestety – pożegnania z Trzynastą Doktor. Bo teksty są w Aktówce najważniejsze i zawsze tak będzie. Ale muszę powiedzieć Wam coś ważnego: Jestem z siebie dumna. Mogę i potrafię więcej niż mi się zdaje. Jestem dzielna, odważna i robię swoje. Brawo Kasia, to wspaniałe, co robisz. Dajesz radę

Daję radę!

Tydzień temu skończyłam jeden z najważniejszych projektów związanych z moją wymarzoną karierą zawodową. Wiedziałam, że to bardzo ważny krok. Dopiero jednak, gdy go wykonałam, postawiłam kropkę, zdałam sobie sprawę jak bardzo jest milowy. Czeka mnie jeszcze kilka takich (w tym tygodniu miałam już mieć wykonane poprawki, ale ból nóg mnie zatrzymał), a kilka już za mną. Czuję jednak, że ten jest najbardziej przełomowy, najbardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że już nie zawrócę. Dosłownie poczułam, że moje życie się zmienia.

Skończyłam projekt idealnie w czas – pisałam go w ramach 90-dniowego wyzwania, które w coworkingu zorganizowała Natalia z Life Geek. Wielu uczestników wyznaczyło sobie wyzwania związane z hobby lub projektami dodatkowymi, ja wybrałam najważniejszą na ten moment rzecz dla rozpoczęcia kariery o jakiej zawsze marzyłam. Potrzebowałam wszelkich możliwych bodźców, maksymalnego skupienia. I skończyłam. Cisnęłam. Nie odpuszczam. Jednocześnie, ku mojego zdziwieniu, nie zaniedbując przy tym ani projektu, ani rehabilitacji, pracowałam nad rozwojem Aktówki Kultury, nad jej obecnością w Social Mediach, nad tekstami, nad tym co jest moją pasją równie wielką jak nauka.

Dzieje się. A ja, mimo że wciąż muszę z sobą w jakiejś mierze negocjować to nie zamierzam się zatrzymywać.

Co zmieniło się w Aktówce?

Zauważyłam, że w ramach wyzwania realizowałam dwa wyzwania – to drugie było nienazwane, odbywało się gdzieś obok, przy okazji. Było jednak realizowane z taką samą konsekwencją, ale z mniejszą presją. Po prostu polegało na stopniowym wychodzeniu ze strefy komfortu, które odbywało się tylko i wyłącznie w zgodzie ze mną. Przy wsparciu moich przyjaciół i zachęt coworkowiczów.

Obserwowałam jak inni coworkowicze radzą sobie z różnymi wyzwaniami, jak zmagają się z różnymi wątpliwościami, jak robią niesamowite rzeczy i to mnie inspirowało do pokonywania własnych barier. Tyczyło się to głównie mojej obecności na Instagramie, bo mimo że to coworking stworzył mi i Emilii poznania się, co potem doprowadziło do wywiadu na temat finansowych, to jednak już wcześniej zdecydowałam się na bardzo odważny krok mówienia o niepełnosprawności. Oczywiście jak to u mnie działo się to stopniowo – najpierw 6 października z okazji Międzynarodowego Dnia Mózgowego Porażenia Dziecięcego zdecydowałam się napisać na blogu, że mam MPD i poruszam się na wózku. Niedługo potem zaczęłam pracę nad najważniejszym dla mnie artykułem na temat reprezentacji osób z niepełnosprawnościami w kulturze. Pisanie zajęło mi kilka miesięcy z przerwami. I wtedy przyszedł maj i wszystko nabrało tempa. Od maja co parę dni udawało mi się przełamywać, robić coś nowego. Zaczęło się niewinnie. Upubliczniłam szerszej publiczności Aktówkowy profil na Instagramie. Potem już poszło.

Co zmieniło się w Aktówce?

W końcu ukończyłam pisanie tekstu o reprezentacji osób z niepełnosprawnościami, który został udostępniony w jednym newsletterze i na 2 fanpage’ach blogów. Udzieliłam szczerego i trudnego dla mnie wywiadu na temat niepełnosprawności. Artykuł i wywiad wymagał ode mnie bardzo dużo odwagi i determinacji. Mówienie o niepełnosprawności, często przez pryzmat własnej niepełnosprawności i wiążącej się z nią ograniczeń nie jest łatwe. Ale ktoś musi o niej mówić, ktoś musi zauważać, że potrzeba szerszej reprezentacji. Szczególnie, że naprawdę niewiele się o tym w Polsce mówi. Szczególnie o sytuacji osób z niepełnosprawnością wrodzoną, które wysoko funkcjonują, bo nasze problemy są nieco inne niż osób, u których niepełnosprawność wystąpiła później lub których niepełnosprawność jest bardzo ciężka

Oprócz tego zaczęłam się Wam pokazywać (a nawet mówić) w relacjach, a potem w postach w Aktówkowych Social Mediach. Zrobiłam pierwsze karuzele na Instagrama. Pokazanie siebie wymagało u mnie naprawdę dużej wewnętrznej walki, ale wygrałam ją na własnych zasadach

Spontanicznie opublikowałam średniej długości tekst o Broadchurch (btw. Oglądajcie koniecznie i to jak najszybciej, bo znika z Netflixa na koniec sierpnia!). Po kilkunastu miesiącach blogowania ostatecznie potwierdzają się moje przypuszczenia, że opublikowane jest lepsze od perfekcyjnego, a ja mam problem z zakończeniem pisania tekstu, z powiedzeniem sobie: koniec, kropka i rozpoczęciem procedury pokazywania go światu. Będę nad tym pracowała, bo to, że coś powstało w trzy dni nie znaczy, że jest gorsze. Jasne, tekst na 23 strony zajął kilka miesięcy i długie analizy będą tak długo powstawały, ale wszystkie moje wpisy są dopracowane. Nie powinnam przeciągać pracy nad nimi z obawy, że nie są wystarczająco dobre. To kolejna lekcja, bardzo ważna dla dalszego rozwoju Aktówki.

Planuję Aktówkowy podcast! Szybko przeszłam od słów do czynów i już robię pierwsze kroki, żeby zacząć go tworzyć – pytam, rozglądam się za sprzętem, myślę nad treścią nabieram odwagi. Właśnie zainstalowałam Audacity. Okazuje się, że pracowałam w tym programie na studiach. Kompletnie o tym zapomniałam! To oznacza, że mam już jakieś podstawy w temacie obróbki dźwięku.

Dzieje się. A ja, mimo że wciąż muszę z sobą w jakiejś mierze negocjować to nie zamierzam się zatrzymywać.

Czy praca przyniesie efekty?

Tydzień temu w czwartek kończąc projekt i zerkając na Aktówkę widziałam mniej więcej jak wiele zrobiłam przez parę miesięcy. Dopiero jednak na wieczornym spotkaniu coworkowym uświadomiłam sobie, ile ciężkiej, dobrej roboty zrobiłam. Usłyszałam słowa uznania i pochwały od przeróżnych osób, także z mojej przyszłej zawodowej branży, od ludzi, którzy są dla mnie inspiracją. Tak naprawdę nigdy nie jestem gotowa na żadne słowa uznania. Ani nawet na to, że moje starania, ciężka wytężona praca przyniesie jakieś efekty. I nie przemawia przeze mnie fałszywa skromność. Po prostu najczęściej jestem skupiona na samej pracy. Takie podejście zawsze ratowało mnie przed spadkiem motywacji w rehabilitacji. Bo tam nigdy nic nie jest pewne, nawet to, czy kiedykolwiek to zagryzanie zębów z bólu przyniesie efekty.

Rehabilitacja nauczyła mnie, że trzeba pokochać dążenie do celu, bo sam cel jest niepewny a jego realizacja może się opóźnić albo być niemożliwa.

Czy praca przyniesie efekty?

Rehabilitacja nauczyła mnie, że trzeba pokochać dążenie do celu, bo sam cel jest niepewny a jego realizacja może się opóźnić albo być niemożliwa. Po prostu trzeba pracować, starać się, robić swoje i nie liczyć na wiele. Jestem bardzo zdziwiona, gdy moja praca przynosi efekty, bo w rehabilitacji, jeśli już je osiągasz to dopiero po miesiącach i latach. Poza tym nawet jak osiągniesz postęp to jest jeszcze milion rzeczy, które należało by wypracować. Po prostu pracujesz. Systematycznie i wytrwale, starasz się. A w międzyczasie czasie nie robisz sobie dużych nadziei. Najczęściej ich po prostu nie dostrzegam.

Podam Wam przykład. Zobaczyłam jak wiele barier pokonałam w rozwoju okołoblogowym dopiero wtedy, kiedy zajrzałam do aktówkowego notatnika, w którym zapisuję między innymi ważne dla bloga wydarzenia i małe przełomy. Zobaczyłam, jak było tego dużo, jak regularnie działałam. Oczywiście do małych przełomów dodałam także wczorajszą ponadminutową relację z jazdy na wózku. Kto nie widział niech żałuje.

Śmiesznie jest więc kiedy wreszcie widzę efekty, małe zmiany głównie w sobie i okazują się cudowne, często milowe, takich jakich nigdy bym się spodziewała.

Przez ostatnie tygodnie żyłam jak Batman albo inny superbohater wiodący dwa życia. Za dnia projekt i rehabilitacja, wieczorami Aktówka. Zależało mi, aby sprawdzić, czy jestem w stanie pracować nad nimi równocześnie, bo zdałam sobie sprawę, że nie chcę wybierać. Okazało się, że nie tylko jestem w stanie, ale także robię to całkiem nieźle. Fakt, miałam bardziej podkrążone oczy, jestem bardziej zmęczona, ale skoro udowodniłam sobie, że dałam radę, to wiem już, że będę w stanie to wszystko pogodzić i pewnie nie zawsze będzie fajnie, trzeba będzie zerwać więcej nocy niż bym chciała. Ale to jest do zrobienia. Dam radę.   

To poczucie, że dajesz radę jest bezcenne. Podobnie jak poczucie, że ma się wsparcie na każdym polu. Bardzo dziękuję mojemu otoczeniu i przyjaciołom. Kocham Was, doskonale o tym wiecie. Dziękuję również Coworkowiczom.

Wierzę, że dzięki mojej pasji do (pop)kultury, analitycznemu zacięciu, fanowskim zachwytom, poruszaniu ważnych problemów społecznych, długich analiz, które najbardziej uwielbiam pisać, zamiłowaniu do tego by zawsze obcować z kulturą mając pod ręką notes Aktówka będzie popularnym i ważnym miejscem w sieci w kategorii blogów o kulturze.

Dziękuję, że jesteście z Aktówką. Trafiliście pod właściwy adres w sieci.

Zobacz także

Daj znać, co myślisz

2 komentarze

Natalia 6 sierpnia 2021 - 09:26

Kasia! Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie duma, radość i szczęście, że tak się rozwijasz i że mamy w wirtualnym coworkingu z tym trochę wspólnego. Jestem autentycznie wzruszona i dumna. Oby tak dalej! Dużo dobrych rzeczy przed tobą!

Odpowiedz
Zielona Małpa 6 sierpnia 2021 - 07:26

Pierwszą słuchaczkę podcastu w razie czegoś już masz 🙂
To wspaniałe uczucie być z siebie dumnym. Nieważne czy z dużych czy małych postępów.

Odpowiedz

Ta strona używa ciasteczek. Ok, świetnie! Polityka prywatności