Premiera Enoli Holmes na Netflixie już 23 września (czyli w środę!). więc to ostatnia chwila aby podzielić się kilkoma przemyśleniami jeszcze w temacie trailera. A właściwie o jednym bohaterze, który się tam pojawia. Przecież to oczywiste, że gdy pojawia się gdzieś jakiś Mycroft to zaraz potem pojawiam się ja by to zanalizować.
Absolutnie uwielbiam to, że Sam Claflin pojawia się w trailerze na chwilę i jednym swoim „My God” już zdążył pokazać bardzo ważną kwestie charakterystyczną dla tej postaci. W każdym apokryfie czy adaptacji Mycroft Holmes prezentuje postawę „I’m too tired/inteligent for this stuff”
Taką postawę Mycrofta ugruntował ostatecznie Mark Gatiss w uwspółcześnionej wersji opowieści o Sherlocku Holmesie produkcji BBC. Ale nie zapominajmy, że przed Gatissem ścieżkę tę stworzyli i przetarli Charles Gray, Stephen Fry czy Christopher Lee, a pewne co do tego wskazówki umieścił przecież sam Doyle, w dwóch opowiadaniach, w których na. Cieszę się, że Claflin jednym swoim zdaniem (czy raczej pełnym osłupienia, niedowierzania i irytacji westchnieniom mówiącym „Nie wierzę z czym znowu przyszło mi się mierzyć w świecie ludzkich problemów”) kontynuuje tę tradycję. Ową minę najstarszego z rodzeństwa Holmes, która mówi wszystko widzicie zresztą na zdjęciu głównym.
(Zdjęcie główne: Kadr z filmu Enola Holmes, reż. Harry Bradbeer, Netflix 2020)
Oczywiście każdy z Mycroftów w poszczególnych adaptacji nadawał tej postawie nieco inny rys – Christopher Lee był złowrogim, pragmatycznym, taktykiem, który nie zniżał się do poziomu kwestii niezwiązanych z jego obowiązkami, planami i wszystkiego czego wymagała służba dla Jej Królewskiej Mości, jego rola – zarówno w jego mniemaniu jak i prawdopodobnie w istocie – była zbyt ważna by poświęcał czas innym kwestii
Mycroft Charlesa Gray’a był najbardziej zbliżony do tego jak określił go Doyle. Serial Granady to przecież najbardziej klasyczna i najbliższa oryginałowi ekranizacja jaka powstała (i przy każdej okazji muszę o tym wspomnieć). Trochę za mało było pokazane, że mimo całej swojej brytyjskiej, dżentelmeńskiej flegmatyczności, uwielbiał robić wrażenie. Ale bardzo dobrze widać jego przyjazny stosunek i dobre relacje z bratem jak i to, że – według mnie oczywiście – oprócz pewności siebie, miał w sobie jakiś ironiczny dystans do wszystkiego, tak jakby mrugał okiem do świata, który go nie rozumiał (raczej z wzajemnością) i który po prostu za nim nie nadążył. Nie żeby mu to przeszkadzało, ale nawet w scenie dedukcji przy oknie widać, że choć Mycroft dobrze się bawi w tej potyczce intelektualnej doskonale to jednak nie stanowi ona dla niego wyzwania. Młodszy brat jest jedynym człowiekiem, który może stawać z nim w szranki. Kiepsko żyje się w świecie, w którym właściwie nie ma wyzwań.
Stephen Fry w drugiej części filmów Ritchie’go kontynuował ten vibe. który nadał tej postaci Gray. Tutaj postawiono bardziej na ekscentryczność bohatera, podkreślono jego zamiłowanie do świata polityki i dyplomacji oraz to że jest to jedyna dziedzina, w której się odnajduje. Życzliwe, nieco ojcowskie relacje z bratem, z nutą pobłażania pozostały
O starszym z braci Holmes zagranym przez Gatissa mam jakieś dwa albo więcej rozgrzebanych artykułów. Dlatego tutaj nie będę tego opisywać, bo mogłabym się nie wyrobić do premiery Enoli i ten tekst by się zmarnował.
W pierwszej części powieści Nancy Springer, co widać zresztą w zwiastunie ekranizacji, Mycroft dopiero zaczyna karierę, i choć woli pozostawać w miejscu i unikać nadmiernego wysiłku, jest bardziej aktywny, nieco bardziej społeczny i wciąż nie ma nadwagi. Choć w książce nie zabrakło pewnych wskazówek, że stan ten zacznie się zmieniać, i to raczej prędzej niż później. Zresztą to samo tyczy się Sherlocka Holmesa – jest energiczny, pełen werwy, entuzjazmu, bije od niego nie tylko bystrość umysłu, ale też energia, radość i jakaś szczególna siła. W ogóle mimo wszystkich podobieństw i różnic Mycroft znacznie różni się sposobem bycia od rodzeństwa, jakby – w jego mniemaniu – on jeden z towarzystwa starał się zachować rozsądek a oni nie za bardzo. Oczywiście nie wiem czy uznacie, że moje opinie na podstawie tak krótkiego trailera są uzasadnione, ale posiłkuję się także tym co pamiętam z lektury Sprawy zaginionego Markiza oraz ogólnej wiedzy na temat braci z opowiadań, apokryfów czy ekranizacji. Zresztą cały ten film zapowiada się jako Holmes Ritchie’go w wersji młodzieżowej, więc energia, entuzjazm i akcja są niezbędne.
Ogólnie pamiętajmy, że w powieści Nancy Springer żaden z braci Holmes nie należy do postaci wzbudzających szczególną sympatię, mówiąc wprost wzbudzają raczej antypatię. Tyle że Sherlock zawsze jest przez Enolę usprawiedliwiany i dostawał taryfę ulgową, natomiast Mycroft był przedstawiany w świetle jak najgorszym. Bardzo mnie bawi, że w uwspółcześnionym serialu również mamy z tym do czynienia, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale o tym przygotowuję cały długi tekst, albo zbiór krótszych. Będę jeszcze o tym mówiła nie raz (oczywiście, że tak). Wracając do Enoli – Pamiętajmy, że Mycroft jako najstarszy syn miał wobec rodziny szczególne zobowiązania, które chciał spełnić jak najlepiej zgodnie zobowiązującymi wówczas konwenansami. i tradycjami. Oczywiście Enola jako narratorka opowieści miała pewne prawo tak go postrzegać, jednak już postawa matki rodzeństwa wobec najstarszego syna, nawet biorąc pod uwagę jej plan ucieczki, który z całą pewnością nie spotkałby się z aprobatą… cóż, właściwe nikogo już trudno wytłumaczyć. Musiałabym sobie odświeżyć książkę, aby to jeszcze raz przeanalizować.
Jednak mam nadzieję, że mimo iż bracia Holmes w powieściach Springer nie wzbudzają szczególnie życzliwych uczuć to polubimy ich chociaż nieco bardziej w ekranizacji. A nawet jeśli nie to zawsze miło jest zobaczyć tych bohaterów w nowym wcieleniu.
Oczywiście wciąż wydają mi się trochę zbyt młodzi i przystojni, jak na Holmesów (których charyzma brała się przecież z cech zupełnie innych niż aparycja), ale to są problemy pierwszego świata ekranizacji. Całość trochę zbyt cukierkowa, ale mam silne przeczucie, że wynagrodzi nam to świetna, naturalna, odważna bohaterka. Zapowiada się świetna rola Millie Bobby Brown. A przede wszystkim przygoda i zabawa pełną parą w wersji filmu młodzieżowego. Jestem zdziwiona, ponieważ do czasu pierwszych zapowiedzi w ogóle nie zamierzałam czekać na ten film i planowałam obejrzeć go tylko z pewnego poczucia obowiązku. Zapowiada się jednak tak dynamiczny i miły, a przy tym niezobowiązujący film, że naprawdę na niego czekam. Choćby po to, że przez dwie godziny pobiegać z bohaterką po Londynie.
Poza wszystkim mam wrażenie, że branża filmowa nie może się za długo obyć bez kolejnej okołoholmesowej produkcji. I zdecydowanie nie mam nic przeciw temu. Przynajmniej będzie na co narzekać, co chwalić a już na pewno o czym dyskutować.