Postanowiłam napisać tekst o czymś o czym z tego co wiem w ogóle się nie mówi nawet w obrębie samego ruchu body positive (ciałopozytywności) czy ciałoneutralności. O body shamingu, który dotyka także osób z niepełnosprawnościami.
Tekst mówi o sprawach związanych z ciałem, akceptacją, zawstydzaniem, operacjami, przekraczaniem granic. Jeśli to powoduje Twój dyskomfort lub wywołuje lęk nie czytaj go. Jeśli uważasz, że może być ważny dla kogoś innego – podziel się nim!
To jeden z najtrudniejszych tekstów jakie kiedykolwiek napisałam. Kilka razy podczas jego pisania musiałam odejść od komputera, zrobić ćwiczenia oddechowe, bo miałam fizyczne objawy stresu. Wiem jednak, że prostu wreszcie ktoś musi o tym mówić. Ktoś musi wykazać się tą niesamowitą odwagą i powiedzieć: Tak! Body shaming (zawstydzanie czyjegoś ciała), a szczególnie fat shaming (zawstydzanie z powodu nadwagi) dotyka także osób z niepełnosprawnościami i to na jeszcze bardziej podstawowym poziomie niż osoby bez niepełnosprawności.
Co mnie zainspirowało? Jutro idę na pierwsze spotkanie z nową rehabilitantką. Nie boję się tego czy się dogadamy ani tego, że będzie ciężko. Boję się tego, że usłyszę „Musisz schudnąć, żeby sobie radzić”.
Fat shaming oraz ogólnie body shaming spotyka osoby z każdej grupy, także osoby z niepełnosprawnościami. Właściwie nikt o tym nie mówi, nie widziałam żadnych badań na ten temat. Wiem jednak, że istnieje. Bo go doświadczyłam i doświadczam.
Nie ukrywam tego – jestem osobą z nadwagą, osobą gruba. Jestem też znacznie mocniejsza fizycznie nić niejedna osoba bez niepełnosprawności czy nadwagi. Moje wynik badań są bardzo dobre. W codziennym funkcjonowaniu przeszkadzają mi głównie porażone kończyny i niski wzrost. Ale nie dla wszystkich jest to jasne.
Kiedyś na obozie ktoś silnie sugerował, że powinnam schudnąć, mówił, kiedy i jak powinnam jeść, sugerował, że jak nie schudnę to nie będę sobie dobrze radziła, że nie radzę sobie z niektórymi rzeczami z powodu wagi (co jest bzdurą). W pewnym momencie bałam się przy tej osobie jeść posiłki
Jedna z moich ciotek powiedziała mi wprost: „Jak nie schudniesz to niedługo ciężko Ci będzie się ruszać”. Zawsze jak przyjeżdża mam automatyczną, natychmiastową potrzebę zapewnienia jej, że regularnie ćwiczę i utrzymuję dietę. Zamiast po prostu powiedzieć, że to najzwyczajniej w świecie nie jest jej sprawa.
To jedno z najbardziej krzywdzących i wkurzających uproszczeń – przekonanie ludzi, że osoba gruba nie ćwiczy, nie ma kondycji, nie jest wytrenowana i przez to jest gruba. Wiecie, wina leży po stronie tej osoby, pewnie jest leniwa. Ona temu winna. Tyle, że to nieprawda, że osoby grube nie mają kondycji. Oczywiście są też takie przypadki. Ja i wiele innych osób (z niepełnosprawnością i bez) temu zaprzeczamy. Mój rehabilitant często mówi o tym, że mam bardzo dobrą kondycję, że w ćwiczeniach, w których liczy się szybkość utrzymuje tempo, że moja kondycja nie spada nawet, gdy z różnych powodów nie mogę ćwiczyć przez kilka dni czy tydzień.
Jestem przekonana, że to nadmierne zwracanie uwagi na moją nadwagę, szczególnie przez tego instruktora łączy się z dwubiegunowym postrzeganiem osób z niepełnosprawnościami (albo jesteś ofiarą albo herosem) oraz dziwnym i absolutnie niedorzecznym przekonaniem, że musimy starać się i działać jeszcze więcej niż osoby bez niepełnosprawności. Nie wszyscy ludzie uprawiają sport, ale my jako osoby z niepełnosprawnościami powinniśmy, żeby udowodnić światu, że tak świetnie sobie radzimy. Ma to też związek ze zjawiskiem inspiration porn, o którym właśnie piszę bardzo długi, analityczny artykuł
Body shaming ma swoje konsekwencje dla wszystkich – może wpędzić w zaburzenia odżywiania czy zaburzone relacje z jedzeniem, zaburzony obraz własnego ciała, nienawiść do siebie, depresję, lęki. Jednak osób z niepełnosprawnością fizyczną dotyka na jeszcze głębszym poziomie. Na poziomie egzystencjalnym. Dla mnie i myślę, że dla wielu innych sformułowanie „nie będziesz sobie radzić” jest równoznaczne z „nie będziesz samodzielna, będziesz zależna od innych”. A fakt, że rzekomo nie będę mogła się ruszać sugeruje mi, że za mało się staram by poprawić swój stan i swoją samodzielność.
Rozumiecie o co chodzi? Jest to więc nie tylko wytknięcie nadwagi, zawstydzenie czy sugerowanie, że muszę się zmienić, bo to jaka jestem nie jestem w porządku. To podsyca największy lęk, że sobie nie poradzimy, że będziemy skazani na łaskę i pomoc innych. Niezależnie od intencji to jest po prostu podwójne draństwo. Dodano mi kolejny powód by czuć się, niepewnie ze swoim ciałem oraz podsycono lęk przed przyszłością.
Nie zapomnę nigdy jeszcze jednej sytuacji parę lat temu. Jestem na wózku w sali operacyjnej, w papierowym wdzianku trzeba mnie przetransportować na stół operacyjny. Jestem przerażona i zaczynam się trząść, także dlatego, że tam jest zimno (wiecie, że na sali operacyjnej jest zimno?). To ważna operacja. Zostawiłam przed drzwiami przerażonych rodziców, którzy udają, że nie są przerażeni. Gdzieś tam na łączach i myślami ze mną jest zaniepokojona najbliższa rodzina i przyjaciele. Staje przede mną pielęgniarka i pyta, czy przejdę sama z wózka na wysoki stół. Nie, nie chodzę i nie staję na nogach samodzielnie. Obrzuca mnie oceniającym, pełnym dezaprobaty spojrzeniem i mówi głosem, w którym pobrzmiewa wręcz ironiczna pogarda „No ja jej nie podniosę”.
Nie jestem w stanie nie użyć przekleństwa, ale nie będę go pisać na blogu. Jedno głupie, nieprzemyślane, obelżywe zdanie było tak traumatyzujące, że ciężko to opisać. Pozbawiło mnie podmiotowości, ponieważ zwróciła się do mnie w trzeciej osobie, jakby mnie tam nie było, a stałam przed nią. Oraz w pogardliwy sposób zwróciło uwagę na moje ciało, w momencie, w którym byłam właściwie bezbronna, uzależniona od innych i zdenerwowana.
Rozumiem, że praca pielęgniarki jest ciężka i dla niej to jest chleb powszedni, ale do cholery! Trochę empatii jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Nie zrozumcie mnie źle moi lekarze i rehabilitanci albo nie robili z mojej wagi problemu (bo go nie ma, nadwaga nie przekłada się 1:1 na poziom sprawności czy samodzielności) albo jeżeli to miało jakieś znaczenie medyczne np. rozmawialiśmy o szczegółach operacji traktowali mnie z szacunkiem i godnością. A z moją wieloletnią rehabilitantką często bezwiednie rozmawiałyśmy o zdrowym odżywianiu i zdrowych patentach, ale bez presji i raczej bez sugestii, że muszę schudnąć.
Ja i myślę, że wiele innych osób z niepełnosprawnością mamy wystarczająco wiele body issues (kompleksów i spraw powiązanych z ciałem). U mnie od szeregu blizn pooperacyjnych zaczynając. Bardzo ciężko wyrobić sobie przyjazne czy choćby pokojowe relacje z własnym ciałem gdy nie działa tak jakbyśmy chcieli, a w dodatku jest pokiereszowane. Pisałam o tym bardzo dużo w tekście „Kiedyś trzeba było o tym napisać…”. Jest bardzo dużo do przepracowania, ułożenia w głowie, zwalczenia lęków, niepewności. Nie potrzebujemy do tego jeszcze zawstydzania z powodu wagi. Nie potrzebujemy, żeby nas wpędzać w dodatkowe problemy i kompleksy i lęk, że sobie nie poradzimy, bo ważymy więcej. Nie potrzebujemy dodatkowego, dławiącego wstydu, odbierania nam prawa do bycia takimi jacy jesteśmy.
I wiecie co? To, ile ważę i czy to wpływa na moją samodzielność (spoiler: nie wpływa) to niczyja sprawa. Serio. Taka jaka jestem, tak jak wyglądam – jestem w porządku, czy komuś się to podoba czy nie. Wiem, że niektórych ludzi to wkurza, ale hej, szczerze? Będziecie musieli jakoś sobie z tym poradzić.
Jeśli uważasz, że to o czym piszę jest ważne – proszę, podziel się tym tekstem. Chciałabym, żeby dotarł do jak największej liczby odbiorców, żeby zwrócił innym osobom na ten problem, może nawet wywołał dyskusję. Mam poczucie, że może być przełomowy dla dyskusji o ciałopozytywności i ciałoneutralności. Poza tym to będzie też wsparcie dla mnie.
I pamiętajcie: Jeśli chcecie napisać w komentarzu coś niemiłego czy obraźliwego to lepiej nic nie piszcie
Pozdrawiam.
1 Komentarz
Bardzo Ci dziękuję za ten tekst. Jestem rehabilitantką pacjentów z problemami neurologicznymi, głównie dzieci i bardzo staram się zapewnić im komfort psychiczny podczas terapii. To co napisałaś jest bardzo pomocne! Będę się starać dokładniej oceniać co należy powiedzieć a co nie i nie szufladkować!