W związku z tym, że powoli uczę, że opublikowane jest lepsze od perfekcyjnego wróciłam do swojego tekstu o Rewolucji Daleków. Z radością stwierdzam, że chociaż od premiery tego świątecznego odcinka Doktora Who minęło już kilka miesięcy to moje pozytywne odczucia nie uległy zmianie. To bardzo dobry odcinek.
Nie zmieniła się także moja opinia na temat ewentualnych zmian w obsadzie. Niestety w międzyczasie i to całkiem niedawno zdążyły się one potwierdzić. Na dokładkę wraz z rewelacyjną Jodie Whitttaker odchodzi także Hmmm… mniej rewelacyjny w roli showrunnera serialu Doctor Who Chris Chibnall. Do tych informacji jeszcze wrócę na razie zajmijmy się odcinkiem.
Tekst zawiera spoilery. I jest poświęcony rzeczom najbliższym mojemu fanowskiemu sercu więc też sporo tu entuzjazmu i trochę nostalgii.
Rewolucja Daleków. O noworocznym odcinku Doctor Who
Fakt, że obejrzałam najnowszy odcinek Doktora Who w telewizji nie powinien dziwić, ponieważ to jedyny sposób, aby obejrzeć ten słynny brytyjski serial legalnie w Polsce. Bardzo szanuje BBC First, że mogliśmy tak szybko emocjonować się nowymi przygodami Trzynastej. Rewolucję Daleków wyemitowano w Polsce z tego co pamiętam mniej niż godzinę po premierze. To wspaniałe.
Najważniejsze jest to, że odcinek wypadł bardzo, bardzo dobrze. Na Doktora Who wiele się ostatnimi czasy narzeka. Rozumiem to, ale też uważam, że krytyka bywa trochę na wyrost, bo zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że od jakiegoś czasu im dalej w las tym gorzej i kolejne odcinki po prostu się krytykuje. I nie oszukujmy się – w dużej mierze słusznie. W końcu cała charyzma, energia i gra Jodie Whittaker oraz jej całkiem udana kompania nie udźwigną wszystkiego, szczególnie jeżeli twórcy sami nie wiedzą jaką Doktor ma być Whittaker i co chcą opowiedzieć o jej towarzyszach. Jednak w Rewolucji Daleków naprawdę jest mnóstwo dobra. Może momenty słabsze jakoś ominęłam przez czysto fanowski entuzjazm i uśmiech, ale prawda jest taka, że już dawno nie było tak udanego odcinka. Już dawno tak dobrze i właściwie bezkrytycznie nie bawiłam się na odcinku Doktora.
Było w nim wszystko czego oczekuję od tego serialu. Był problem, który główna bohaterka musiała rozwiązać, oczywiście razem z towarzyszami. Były intrygi, emocje i momenty wyciszenia akcji pozwalające na refleksje i wzajemne interakcje budowanie relacji, I to wszystko było tak prawdziwie, szczerze doktorowe, niewymuszone, nieprzekombinowane, nie robione na siłę, że poczułam ten rodzaj zaangażowania w fabułę, którego już dawno przy tym serialu nie poczułam. A jak się nie jest zaangażowanym albo jest w niewielkim stopniu to bardziej widzi się błędy, niedociągnięcia, dziury czy brak spójności nawet jeśli twórcy próbują to przykryć. Ale też trzeba przyznać, że twórcy Doktora Who i tak rzadko się tym przejmują. To przecież bardzo wyjątkowy serial, nastawiony na akcję, przygodę, tajemnice, intrygujące postacie, campowy, kolorowy (albo mroczny), ale zawsze pełen niesamowitych zdarzeń i postaci wszechświat a oś fabuły już od niemal 60 lat polega na ciągłej zmianie. Piękno polega na tym, że era każdego nowego Doktora różni się od poprzedniej. Kolejne wcielenia mają oczywiście cechy wspólne, dzielą wspomnienia. Mają jednak inny temperament, cechy charaktery i cechy charakterystyczne. Są jednak pewne stale elementy w konstrukcji odcinka (bądź odcinków, jeżeli dana historia rozłożona jest na kilka). Jest doktor, towarzysze, przygoda, monster of the week, czy potwór tygodnia, niebezpieczeństwo zagrażające najczęściej Ziemi i doktor_ ratując_ świat. Kiedyś napiszę Wam o tym wszystkim więcej w specjalnym wpisie – Doktor Who dla początkujących. A może nawet nagram Wam o tym Podcast?
I w rewolucji Daleków to wszystko było. Początkowe sceny w więzieniu są dla mnie czystym złotem. Tak klimatyczne, nostalgiczne i smutne. I Trzynasta, której możemy się przyjrzeć i po raz kolejny raz zobaczyć jak znakomita jest Whittaker i jak mogłaby naprawdę pokazać na co ją stać, gdyby tylko lepiej pisano jej postać i dawano jej więcej przestrzeni. Ona jest po prostu fantastyczną aktorką, poza tym widać, że świetnie czuje się w tej roli. W takich chwilach może błyszczeć. Trzynasta zaznacza dni kredą na ścianie, bo każdy dzień jest taki sam i opowiada sobie historie do snu by nie stracić kontaktu z rzeczywistością i ze sobą. „Opowiedzieć Ci historię Doktoro?”. I to nawiązanie do Harry’ego Pottera! Doktor zaczyna mówić pierwsze zdania z Kamienia Filozoficznego. Dzieje się z pozoru tak niewiele, ale jest to wszystko tak bardzo znaczące.
Mimo tych trudnych i przytłaczających wydarzeń Doktora jest… po prostu Doktorą. Nie traci rezonu, charakteru, optymizmu i charakterystycznej energii. Spaceruje i spotyka swoich przeciwników. Między innymi Ciszę i Płaczącego Anioła. W mojej opinii najbardziej przerażający przeciwnicy Doktora. Mówiąc o cudownych występach gościnnych wywołujących uśmiech na twarzy fanów nie można nie wspomnieć, że Trzynasta została uwolniona z więzienia przez starego przyjaciela Jacka.
Powrót Doktor jest trudny dla wszystkichPamiętajmy, że Doktor spędziła tam lata. W zamknięciu, sama ze sobą, usilnie starając się zachować kontakt z rzeczywistością, Dla niej powrót do towarzyszy, do normalnych interakcji, do wymiany myśli, po latach jednostronnych monologów i pytań też jest bardzo trudny. Kompani mieli przynajmniej siebie nawzajem – ona była sama. Whittaker cudownie zagrała to jak Trzynasta usilnie stara się zachować rezon, trzymać fason przy jednoczesnym poczuciu zagubieniu, które jest tak silne, że nie da się go ukryć.
Doktor Who porusza zwykle poważne problemy społeczno-polityczne, związane z moralnością, różnymi niebezpieczeństwami współczesnego świata, ale też codziennym życiem i przeróżnymi dylematami. Nie inaczej było w tym odcinku. Świat krajowej polityki, pieniędzy, władzy, wszechobecnej policyjnej kontroli. Wypadło świetnie, skłaniało do refleksji, budziło emocje.
Rewolucja Daleków to odciek bardzo wyciszony i spokojny, momentami wręcz bardzo prywatny jak na Doktor Who. To też odcinek bardzo, bardzo standardowy w najlepszym możliwym tego słowa znaczeniu. Nawet przeciwnik Doktory i jej towarzyszy jest bardzo klasyczny. Dalekowie są jednymi z najbardziej znanych antagonistów Doktor_. A fortel mający zmylić przeciwników jest po prostu tak cudownie w starym, ale nigdy się nie starzejącym doktorowym stylu, że po prostu nie pozostawało mi nic innego jak tylko się uśmiechnąć. Wybuchnąć śmiechem (chociaż raczej smutnym chichotem historii) można było widząc dwie zwalczające się frakcje Daleków.
Ten odcinek nie tylko konstrukcyjnie, poprzez swoją standardowość, ale też w wydźwięku samej fabuły jest jak stworzony na pandemiczne czasy, bo abstrahując już od siedzącej więzieniu Trzynastej odseparowanej od przyjaciół, to słowa o tym, że radość jest warta późniejszego bólu to coś dodającego nadziei, odwagi i spokoju. I jest jednym z piękniejszych cytatów w długiej historii serialu. Doctor Who zresztą słynie z takiej atmosfery nostalgii, zawieszeniu między smutkiem a radością. Czasem nie da się rozpoznać co jest czym. I to jest piękne. Bo takie jest właśnie życie.
Poza tym to jest odcinek noworoczny właśnie w roku 2021. Po ciężkim, niepokojącym roku 2020. Zważywszy na okoliczności ta standardowość i przewidywalność (czy nawet sztampowość) to coś co podziałało niezwykle kojąco i dodało otuchy. Jest coś jednak stałego we wszechświecie: Doktora podróżująca z towarzyszami, darząca szczególną sympatią Ziemię i ratująca wszechświat przed ludźmi i istotami z kosmosu.
Goodbye fam! Do widzenia, rodzinko!
W tym odcinku wreszcie była przestrzeń by Trzynasta mogła po prostu spędzić czas ze swoimi towarzyszami. Chwila rozmowy między Trzynastą a Ryanem i ostatni wspólny moment z rodzinką to jedne z najbardziej nostalgicznych momentów jakie mogliśmy oglądać ostatnio w Doktorze Who. Zresztą moment rozmowy był chyba pierwszą chwilą, kiedy Doktor rozmawiała z nim sama i bodaj pierwszy raz, kiedy powiedziała o ostatnich wydarzeniach.
To było o tyle cenne, że pod koniec odcinka Ryan i Graham zdecydowali się przestać podróżować z Doktorą. Nie umiem nawet wyrazić jak bardzo się cieszę, że Ryan i Graham zdecydowali się przestać podróżować z Doktorą na własnych zasadach, to była ich własna, niezależna decyzja. To w Doktor Who zdarza się, wbrew temu co można by sądzić, niezwykle rzadko. Towarzysze przestawali podróżować z Doktorem z powodu dramatycznych, tragicznych wydarzeń, powiedzmy prosto z mostu – umierali albo w jakiś inny sposób przestawali istnieć lub doświadczali tragedii. Fakt, że oni po prostu zdecydowali się zająć się teraz czymś innym, ale na zawsze zachować wspomnienia z podróży z Doktor, jest oczywiście słodko-gorzki i trudny jak każde pożegnanie, ale jest przede wszystkim ciepłe i ożywcze. Że nie musisz doświadczyć tragedii by coś zmienić albo by coś się zmieniło. Czasem zwyczajnie chcesz nauczyć wnuczka jeździć na rowerze albo żyć normalnym życiem. I jasne, że będzie mi brakować tej dwójki, ale patrząc jaką drogę przeszli zarówno dosłowną jak i metaforyczną, także do siebie samych i do siebie nawzajem, możemy być pewni, że sobie poradzą.
Może dzięki tym zmianom w końcu dowiemy się także więcej o Yaz, o której wciąż wiemy zaskakująco mało i właściwie trudno o niej powiedzieć coś konkretnego, mimo że jest w erze Trzynastej od samego początku. Właściwie dopiero ten odcinek poświęcił jej trochę czasu i to, że nie najlepiej radzi sobie z tym, że Trzynastej nie ma, a gdy wraca również nie reaguje na to dobrze. Bohaterka jest wyraźnie roztarta, trudno jej się odnaleźć w nowej rzeczywistości, znaleźć sobie miejsce w zwyczajnej codzienności. Podobno wątek Yaz ma być kontynuowany w nadchodzącym sezonie. Jestem go bardzo ciekawa
Po nowych informacjach z końca ostatniego sezonu, które wręcz zatrzęsły w posadach naszą (a przede wszystkim samej bohaterki) wiedzą na jej temat i podważyło to co uznawaliśmy za pewnik, za jedną z podwalin tożsamości postaci Doktora Who taki odwołujący się do tego co znamy i kochamy w tym serialu od lat działa kojąco, poza tym daje Trzynastej czas do tego, aby to sobie poukładać, a przede wszystkim daje nam możliwość obserwowania jak sobie z tym radzi. Te momenty rozmów między bohaterami, ich interakcje są niezwykle cenne na wielu poziomach, mam wrażenie, że żadnej z postaci nie pozostawiono bez rozwoju, o każdej dowiadujemy się czegoś nowego o każdej postaci, widzimy ich w nowych sytuacjach radzących sobie z różnymi emocjami i sytuacjami.
To, że ten odcinek jest po prostu dobry cieszy mnie także dlatego, że nie jest przecież tylko pewną próbą wyciszenia po ostatnim sezonie i pewnej z nim ciągłości, ale także ma stanowić pewien wstęp, zaczątek do kolejnego sezonu. Jeżeli źle by to rozegrano, bohaterowie zachowywałyby się w jakiś sposób niekoherentnie bądź wprowadzono by kolejny element, z którego ciężko byłoby potem wybrnąć (nie oszukujmy się – mamy już rzeczy, z którymi trzeba będzie się uporać, kolejnych nie potrzeba) miałoby to swoje długofalowe konsekwencje. Nie należy bowiem traktować odcinków specjalnych jako coś zupełnie oderwanego od głównej osi fabuły, jako coś co nie niesie za sobą żadnych następstw, bo wszystko magicznie wraca od statusu quo to nie jest dobra droga (chyba, że to po prostu kolejna przygoda, która nie ma wpływu na samych bohaterów, ale to z kolei dosyć karkołomne tłumaczenie, gdyż wszystko na jakiś tam wpływ, poza tym mamy teraz ograniczoną liczbę odcinków). Najprostszą odpowiedzią na pytanie, dlaczego możemy się cieszyć, a nawet odetchnąć z ulgą, że Rewolucja Daleków jest udanym odcinkiem jest to, że pozwala to mieć nadzieję, że nadchodzący sezon też taki będzie.
Do widzenia, Trzynasto i dlaczego Trzynasta powinna zostać?
Kilka dni po premierze noworocznego odcinka pojawiły się plotki, że Jodie Whittaker po nadchodzącej, 13 serii nowego Doktora Who pożegna się z tytułową rolą. Mimo że źródło było niepewne (w końcu to The Mirror) to wydawało się to prawdopodobne, gdyż poprzednicy Whittaker również odchodzili z serialu po trzech seriach w roli Doktora. Informacje te niedawno zostały potwierdzone przez BBC, a razem z nią z funkcji showrunnera odejdzie Chris Chibnall. Dołożono także trzy odcinki specjalne.
Miałam jednak nadzieję, iż odejście Trzynastej jeszcze nie nastąpi. Bądźmy szczerzy: przez to jak pisany jest serial i prowadzona sama postać Jodie nie miała szansy wykorzystać pełnię swoich możliwości w roli Trzynastej Doktor. Mam wrażenie, że zwykle próbuje grać trochę na wyczucie nie przez to, że nie odnajduje się czy nie czuje tej postaci, lecz przez to, że scenariusz i wizja postaci jest w tej kwestii niekoherentna. Jednak charyzma Jodie i to co daje tej postaci pokonuje nawet te tak podstawowe trudności. Trzynasta Doktor jest – zaraz po Jedenastym – moją ukochaną inkarnacją Doktora Who.
Oczywiście pewną tradycją jest to, że aktor (a w przypadku Trzynastej – aktorka) żegna się z rolą po trzech sezonach. Jednak sezon sezonowi nierówny i w przypadku Jodie nie powinno to stanowić wyznacznika. Sezon Smitha nie jest równy sezonowi Whittaker, z powodu ilości odcinków, a biorąc pod uwagę fakt, że kolejny sezon, który miałby być jej ostatnim będzie miał mniej odcinków z powodu pandemii i związanych z tym trudności naprawdę będziemy krótko przebywać z tą inkarnacją doktora. Mam poczucie, że nie zdążyliśmy jeszcze naprawdę jej poznać, obserwować w różnych sytuacjach i relacjach. Jodie nie miała tak naprawdę jeszcze nie miała okazji w pełni zaprezentować się w jej roli, pokazać swojego potencjału (także przez trochę niespójne pisanie postaci).
Poza tym w związku z tym co napisałam powyżej przez to zakończył się poprzedni sezon Trzynasta ma dużo na głowie, sporo rzeczy, z którymi musi się uporać, wyjaśnić. Doktora pomimo całego swojego entuzjazmu, radości, siły i życzliwości jest też bardzo skryta, ukrywa silne emocje i niepokoje, nawet przed towarzyszami, chciałabym więc aby dano po prostu czas tej postaci, aby było to jak najbardziej zgodne z jej charakterem. Rozgrywanie tego na chybcika tylko dlatego, że sezon będzie miał mniej odcinków (a raczej jeszcze mniej odcinków) nie będzie dobre ani dla Trzynastej, ani dla postaci Doktora Who w ogóle, ani dla serialu.
Jeżeli chodzi o Chris Chibnalla to mam wrażenie, że on się po prostu nie odnajduje w prowadzeniu serialu fantastycznego. Broadchurch pokazało jak doskonale odnajduje się w historiach mocno osadzonych w rzeczywistości, w kwestiach społecznych i psychologicznych. Nie oznacza to, że Doktorze Who nie porusza się takich tematów – wręcz przeciwnie. Po prostu nie jest osadzone w rzeczywistości, w przysłowiowej prozie życie, może to nastręcza trudności? Oczywiście każdy showrunner Doctor who ma Inny styl ma również każdy showrunner, szczególnie widać od właśnie od restartu z 2005 roku. Problem w tym, że serial pod przywództwem Chibnalla nie ma tego cudownego błysku, rozmachu, brakuje radosnej przyszłości, szaleństwa i energii. Rewolucja Daleków pokazała nam jednak, że Chibnall potrafi tworzyć cudowne, klasyczne, poruszające historię. Nie tracę nadziei. Zresztą życie bez nadziei jest smutne.
Szukając pozytywów: Trzeba przyznać: Pożegnanie z Trzynastą po trzynastej serii stanowi piękną klamrę. Oprócz kolejnego sezonu dostaniemy jeszcze odcinki specjalne. Mam nadzieję, że twórcom, przede wszystkim Chibnallowi uda się tak to wszystko poukładać, że zapamiętamy go jako dobrego showrunnera, bo przecież nie raz już pokazał na co go stać i że potrafi opowiadać, świetne, spójne, emocjonujące historie (jeśli wątpicie przypomnijcie sobie Broadchurch). Trzynasta dostanie szansę na uporanie się z przeszłością i zapamiętamy ją cudowną inkarnację Doktora. A nie tylko to, że doskonała aktorka robiła co mogła, by z nie do końca udanego wcielenia wyciągnąć jak najwięcej. Tak jak wspomniałam, mimo to, że postać Trzynastej nie do końca jest dobrze pisana to i tak jest moją drugą ulubioną. To pokazuje jak duży ma potencjał. Mam nadzieję, że będziemy mogli to zobaczyć, a odcinki z nadchodzącej serii nie tylko zapamiętamy na długo, ale niektóre zapiszą się w historii Doktor Who jako kultowe. Czego sobie i Wam życzę. Żebyśmy na pytanie czy opowiedzieć nam kolejną historię, odpowiadali: „Poproszę Doktoro.”